Religijne wychowanie dziecka w sytuacji rozwodu rodziców. Urszula Miernik. 2015, Prawa dziecka : perspektywa Kościoła. See Full PDF Download PDF. Jesteście poza domem. Na placu zabaw albo w sklepie. Dziecko płacze, krzyczy, bardzo się starasz, ale trudno Ci je pocieszyć i uspokoić. Nic nie działa, zaczynasz się stresować: Znowu to samo. Jestem beznadziejną matką. Każde nasze wyjście to porażka i wstyd. Co ludzie pomyślą? zwracanie uwagi cudzym dzieciom Na to podchodzi jakaś starsza pani ze słowami: Powinna być pani bardziej stanowcza. Kto to widział tak cackać się z dzieckiem? To dlatego jest takie rozpuszczone i niegrzeczne. Pisałam ostatnio o tym jak przestałam się wstydzić, gdy nasze dzieci urządzają awantury w miejscach publicznych. Otwórzcie sobie ten wpis w osobnym oknie i przeczytajcie później Wiele z Was napisało wtedy, że najgorsze w takich sytuacjach jest wtrącanie się i uwagi innych ludzi: starszych osób w sklepie, na ulicy i placach zabaw, „dobre rady” sąsiadów albo dalszej i bliższej rodziny. Zgadzam się! Nie dość, że człowiek jest zestresowany awanturą z dzieckiem, własną bezradnością lub potencjalnie niebezpieczną sytuacją (na parkingu, przy ruchliwej ulicy, na zatłoczonym lotnisku albo tak jak u nas nad wodą), to świadomość bycia obserwowanym i ocenianym przez otoczenie oraz konieczność konfrontacji z osobami, które się wtrącają ze swoimi uwagami, krytyką lub „dobrymi radami” jeszcze bardziej nas stresuje! W tym artykule podpowiem Wam jak reagować w takich sytuacjach i chętnie podyskutuję z Wami w komentarzach…. A także opowiem jak na przestrzeni lat zmieniło się moje podejście do takiej „pomocy” – bo zmieniło się mocno, odkąd przestałam się wstydzić za nasze widowiskowe awantury To kolejny artykuł z serii #plasterekdlarodzica, który prowadzę na blogu oraz Instagramie – to cykl postów, w których Was wspieram, pocieszam i dzielę się wiedzą… jednak to taka wiedza, która nie moralizuje i nie dołuje, za to bardzo Wam pomaga, koi i wyzwala z poczucia winy! Jak reagujesz? Napiszcie mi w komentarzu ↓ pod tym wpisem: jak do tej pory reagowałyście na uwagi obcych osób na temat Waszych dzieci i metod wychowawczych? Wiadomo, że to zależy co kto mówi Te uwagi czasem są szpileczką wbitą w białych rękawiczkach, a czasem są bardzo bezpośrednie: Co za patologia! Jak tak można krzyczeć na dziecko? Z takim dzieckiem lepiej w domu siedzieć! Wlać porządnie w dupę i się skończy! (to wszystko przykłady wzięte z życia – polskich ulic, sklepów, placów zabaw i restauracji) Jak reagujecie? Być może zaciskacie zęby i nic nie mówicie, a potem, w domu przychodzą Wam do głowy setki ciętych ripost? Przyznam, że ja tak zawsze robiłam i nawet trochę zazdrościłam matkom, które potrafią zbluzgać wtrącającego się delikwenta od góry do dołu Rozumiem to doskonale i nie oceniam! Gdy jesteśmy w tak wielkim stresie, pod presją i oceną, każdemu mogą puścić nerwy. Jesteśmy w tzw. trybie walki lub ucieczki i te średnio kulturalne (choć całkowicie naturalne) wybuchy to właśnie taka „walka” i obrona własna. Ja o wiele częściej wybieram ucieczkę, bo unikam konfliktów, z których nie wyniknie nic poza tym „kto ma rację”. Wiem swoje i to mi wystarczy. Od wielu lat pracuję nad swoją asertywnością, bo zostałam wychowana na taką osobę, która „przeprasza za to, że żyje” i zostałam nauczona tłumienia trudnych emocji – co też jest bardzo niezdrowe. Wiele z nas zostało wychowanych na takie miłe, ciche i grzeczne dziewczynki. Mnie całe lata zajęła nauka asertywności i nadal uczę się jak TO robić bez stresu i wyrzutów sumienia. Ciągle muszę powtarzać sobie: MAM PRAWO. Nikogo nie atakuję, nikogo nie krzywdzę – to ja jestem zaczepiana, atakowana i bronię moich praw. Nawet, gdy parę razy udało mi się ostro ripostować, miałam potem ogromne wyrzuty sumienia: O raaany, Renia, ale Ty jesteś niemiła! Pomimo, że nie przeklinałam, ani nie krzyczałam, po prostu spokojnym, asertywnym tonem, odpowiedziałam na wtrącanie się i wyjaśniłam moje/dzieci zachowanie i podejście. Dobre rady, które nic nie wnoszą Najgorsze, że te uwagi otoczenia to często takie moralizatorstwo, które w danym momencie ani trochę nam nie pomaga, tylko wpędza nas w jeszcze większe wyrzuty sumienia, że jesteśmy beznadziejnymi rodzicami… Oczywiście wszystko pod pozorem dobrych rad i ciekawej historii jak to wygląda u innych Przykład? Proszę bardzo: pamiętam jak z dwuletnim Romkiem wychodziłam z wizyty u pewnego znanego warszawskiego lekarza, który ma gabinet pełen klocków Lego. Syn był nimi zafascynowany, a wizyta trwała zdecydowanie zbyt krótko, aby zaspokoić jego ciekawość. Spokojne tłumaczenie nie pomogło, trzeba było już wychodzić, bo kolejka, więc skończyło się histerią i awanturą. Na co wyjątkowo „pomocna” pani z recepcji zaczęła nam opowiadać historię o jakiejś azjatyckiej rodzinie pacjentów: matka niewiele się odzywa, jest chłodna i opanowana, a gdy dziecko zaczyna robić awanturę, wystarczy, że matka podniesie palec i powie jedno krótkie, surowe i stanowcze „NO!” i dziecko od razu się uspokaja, bo wie, że nie ma dyskusji. Recepcjonistka stawiała nam za wzór takie wychowanie… Noż k****! Wielkie dzięki za wsparcie! Nie wiem, w jaki sposób miało nam to pomóc w sytuacji, kiedy syn ledwo się uspokoił, po tym jak przez kilkanaście minut wił się jak węgorz elektryczny, płakał i krzyczał na całą poczekalnię. Nie kwestionuję skuteczności metod wychowawczych tej azjatyckiej rodziny, bo wiem o nich niewiele – kojarzą mi się jedynie z tresurą dzieci, ogromnym naciskiem na edukację, tłumieniem emocji i skłonnością do depresji. Ale tak czy siak: w jaki sposób miało nam to pomóc w tej konkretnej sytuacji? Może miałam być od tego dnia bardziej stanowcza i histeria minie? Czy mam jakimś cudem cofnąć czas i od urodzenia wychowywać syna inaczej? Jak zareagowałam? Tak jak pisałam wyżej: nie wdawałam się w dyskusję, pokiwałam głową, uśmiechnęłam się przepraszająco, zabrałam syna i zwinęłam się do domu, gdzie jeszcze przez parę godzin musiałam to wszystko przetrawić. Ta „pomoc” sprawiła, że poczułam się tylko gorzej: oceniana, porównywana i beznadziejna. Dzięki! Jak stawiać granice? Jak stawiać granice, aby dotarło? Jak zachować się asertywnie i kulturalnie – tak, aby nie zżerały nas potem wyrzuty sumienia? Moim zdaniem najlepsze rozwiązanie to porozumienie bez przemocy (NVC, nonviolent communication) popularyzowane od lat 60. XX wieku przez psychologa i mediatora Marshalla B. Rosenberga, a potem przez jego następców. To sposób komunikacji, który pomaga jasno i wyraźnie stawiać granice, a jednocześnie jest pozbawiony przemocy, agresji, osobistych wycieczek, oceny i atakowania. Taki komunikat składa się z 4 elementów, które opisałam dokładniej w tym artykule: Jednocześnie NVC to komunikacja, która zwalnia nas z poczucia winy i wyrzutów sumienia. Wiem, że jeśli użyłam jednego z tych komunikatów i nie osiągnęliśmy porozumienia (na przykład druga strona się obraziła) to to jest o niej, a nie o Tobie. Ty zachowałaś się fair, spokojnie postawiłaś granicę, nie miałaś zamiaru nikogo urazić, obrazić, ani w inny sposób skrzywdzić. Czasem się tak zdarza: jeśli przez całe życie starałaś się być przede wszystkim grzeczna i miła (własnym kosztem), ulegałaś, gryzłaś się w język, setki razy przemilczałaś temat, tłumiąc Twoje potrzeby i nie wypowiadając na głos Twojego zdania… to pewnego pięknego dnia, kiedy zaczynasz być asertywna i stawiać granice – to może budzić zaskoczenie, opór, a nawet złość i obrażanie się drugiej strony. To naturalny etap i tym bardziej uzdrowienie tej relacji jest konieczne! A zdrowa relacja to taka, w której obydwie strony mają równe prawa do stawiania granic i wyrażania swojego zdania, szanują się wzajemnie i dają prawo do różnicy zdań. W tym artykule mówię przede wszystkim o wtrącaniu się przez obce osoby, lecz ww. komunikaty można zastosować również w przypadku rodziny: rodziców, teściów, cioć, wujków, rodzeństwa, szwagrów itd. (randomowa, niewinna staruszka ze stocków ) zwracanie uwagi cudzym dzieciom Poniżej znajdziecie nieco uproszczone przykłady NVC, które pomogą Wam szybko zareagować w sytuacji, gdy ktoś wtrąca się w Wasze trudne sytuacje z dziećmi z nieproszonymi radami. Podzieliłam je na grupy – w zależności od tematu i „temperatury” dyskusji oraz tego, czy chcecie wdawać się w dalsze wyjaśnienia czy uciąć temat Rozumiem, że chce Pani dobrze, ale nie prosiłam o radę. Rozumiem, że chce Pani (chcesz) dobrze, ale to nam nie pomaga. zwracanie uwagi cudzym dzieciom Widzę to inaczej, ale to w porządku – każda z nas może mieć inne zdanie. Dziękuję, że się Pani ze mną tym dzieli, ale widzę to inaczej. Mamy po prostu inne zdanie i mamy do tego prawo. Hmm, to ciekawe, że mamy zupełnie inne zdanie na ten temat Ale to naturalne, to jest okej. Pewnie po prostu mamy inne doświadczenia. Widzę, że mamy inne podejście. Dziękuję, ale Twoje/Pani podejście zupełnie mi nie pasuje. Dziękuję, ale to mi nie pasuje. To niezgodne z moimi wartościami / szacunkiem do dziecka / doświadczeniem. Teraz nie będziemy podejmować decyzji. Omówimy to później – na spokojnie. zwracanie uwagi cudzym dzieciom Mam inne informacje na ten temat. Chce Pani posłuchać? (o ile masz chęć i siłę, aby tłumaczyć swoje stanowisko, dzielić się wiedzą i doświadczeniem) Mamy zupełnie inne zdanie na ten temat. Czy jest Pani ciekawa co ja o tym myślę? ( o ile masz zasoby, aby wdawać się w dyskusję i tłumaczyć swoje stanowisko) Nie lubię, kiedy ktoś nas tak traktuje, proszę przestać. Podnosi Pani głos, a ja źle się z tym czuję, proszę przestać. W żadnym wypadku nie zgadzam się na bicie dzieci. To bardzo ważne, aby dziecko usłyszało, że stajemy w jego obronie! Gdy ktoś ostro krytykuje zachowanie dziecka i przykleja mu etykietki (terrorysta, beksa, mazgaj, niegrzeczny etc.), polecacie też wersję skróconą: zamiast wdawać się w dyskusję z obcą osobą, wystarczy zwrócić się do dziecka ze słowami „nie słuchaj tych głupot” Nie jest to może najgrzeczniejsze rozwiązanie, ale jasno daje wszystkim do zrozumienia, po czyjej stronie stoimy (oraz że nieproszone rady i komentarze nie są mile widziane). Pamiętajcie o tym, co napisałam w artykule o wstydzie: w każdej sytuacji najważniejsza jest nasza relacja z dzieckiem, a nie to, co pomyśli sobie o nas otoczenie. Bez wstydu jest łatwiej! Kiedy postawiłam na pierwszym miejscu relację z dziećmi i pozbyłam się wstydu za nasze awantury w miejscach publicznych, stopniowo zaszła we mnie znaczna przemiana. Bardzo zmienił się mój stosunek do pomocy oraz osób, które wtrącają się w nasze wychowanie na spacerach. Potrafię stanowczo bronić naszych praw (dzieci i swoich), a jednocześnie o wiele spokojniej podchodzę do wszystkich „złotych rad” i chęci pomocy. Wychodzę z założenia, że większość tych wtrącających się osób naprawdę chce dobrze, ale nie zawsze im wychodzi! Dotyczy to zwłaszcza starszych osób – mają inne podejście, posługują się innym językiem, a od rodzicielstwa bliskości często dzielą ich lata świetlne. To nie jest ich „wina”, wychowali się w innych czasach. Zaczynając od słownictwa – dziś „grzeczne” dziecko zastępujemy innymi, bardziej precyzyjnymi synonimami. A kończąc na wiedzy o rozwoju ludzkiego mózgu, regulacji emocji i uznania dziecka jako w pełni kompetentnej małej istoty. Temat pomocy i jej braku ze strony „gapiów” poruszyłam w tym artykule: A także na Instagramie – napisałam, że kiedy nasze dzieci uciekły mi w jeziorze do najgłębszej wody, a ja nie mogłam nad nimi zapanować ani ich dogonić, krzyczałam i byłam w ogromnym stresie, że młodsza córka zaraz zacznie się topić. Na plaży i w jeziorze było wtedy pełno ludzi, ale nikt nie zaoferował pomocy. Za to wszyscy gapili się na nas jak na jakieś widowisko, którym niewątpliwie byliśmy Napisałyście, że często macie ochotę pomóc, ale nie macie pewności, czy konkretna mama w ogóle sobie tego życzy. Czy nie odbierze tego jako „wtrącanie się”? No cóż, możliwości pomocy jest wiele i wcale nie musi ona przybierać formy oceniających i upokarzających „dobrych rad”. Można zatrzymać lub wesoło zagadać uciekające dziecko – bez zbędnych komentarzy. Można też zwrócić się wprost do potrzebującej mamy: Jak mogę Pani pomóc? Wszystko zależy od sytuacji, ale możliwości wsparcia jest naprawdę wiele! Ja tam chętnie przyjmuję każde wsparcie Tak jak wspominałam, już dawno przestałam się wstydzić za nasze dramy w miejscach publicznych, więc nie czuję się urażona, gdy ktoś oferuje nam taką pomoc – nie traktuję tego jak krytyki i mojej wychowawczej porażki, tylko jak szczere, empatyczne wsparcie. Uodporniłam się nawet na gadki starszych osób U nas jest tak, że kiedy młodsza córka wpadnie w histerię, a moje starania nic nie dają, to zagadanie przez jakąkolwiek obcą osobę często jest taki „pstryczkiem”, dzięki któremu dziecko przełącza się z histerii na spokojniejszy stan, w którym już możemy zacząć rozmawiać. Dlatego jest to swojego rodzaju pomoc, nawet gdy starsza Pani mówi: A kto to widział tak brzydko krzyczeć? Trzeba być grzecznym i słuchać mamy. Jeśli są to słowa niezgodne z wartościami, które chcę przekazać naszym dzieciom, na spokojnie o tym później rozmawiamy. Kilka razy upewniam się, czy na pewno zrozumiały przekaz. Celem wychowania nie jest dziecko „łatwe w obsłudze” Pamiętacie artykuł o 4 typach temperamentów? Czasem trafi nam się takie „łatwe w obsłudze” dziecko z łatwym temperamentem, jednak w wychowaniu nie chodzi o to, żeby wszystkie dzieci takie były. O wiele większym wyzwaniem są dzieci z temperamentem trudnym, wolno rozgrzewającym się lub mieszanym – czy takie dzieci powinniśmy łamać, aby stały się łatwe? Grzeczne, ciche, bezproblemowe, nie rzucające się w oczy, współpracujące, łatwe w obsłudze – nie ma wątpliwości, że takie dziecko jest WYGODNE, zarówno dla rodziców, jak i dla otoczenia. Tylko czy o to nam chodzi? Już dawno zrozumiałam, że „produktem” wychowania nie powinno być dziecko łatwe w obsłudze i wygodne dla rodzica, tylko zdrowa, dobra RELACJA RODZIC-DZIECKO. To dzięki niej nasze dzieci będą potrafiły w przyszłości budować kolejne zdrowe relacje, w których będzie miejsce zarówno na szacunek, równe prawa i potrzeby obydwu stron, jak i na asertywność, szczere rozmowy oraz stawianie granic. A dzięki temu istnieje szansa, że nasze dzieci będą potrafiły zadbać o swoje związki, samoświadomość, zdrowie psychiczne… i szczęście. Oczywiście nigdy nie ma gwarancji, że nasze dzieci będą zdrowe i szczęśliwe. Jednak stawiając w wychowaniu na naszą relację, zwiększamy prawdopodobieństwo, że się uda! Warto też pamiętać, że nie na wszystko mamy wpływ: nie możemy zmienić temperamentu dziecka według naszego widzimisię, natomiast z każdym „typem” możemy zbudować zdrową relację. Poza tym dziecko ma własną ścieżkę, własny charakter, talenty, potencjał i predyspozycje, a celem wychowania nie jest kształtowanie, tylko wspieranie. Nie możemy od zera ulepić dziecka jak ludzika z plasteliny, zgodnie z naszymi ambicjami i oczekiwaniami, tylko zaakceptować takim, jakie jest i wspierać w rozwoju tego „wewnętrznego planu”. Na koniec polecam Wam wybrane książki na temat POROZUMIENIA BEZ PRZEMOCY (NVC, nonviolent communication), które mam i polecam: „Szanujący rodzice, szanujące dzieci” V. Kindle Hodson „Porozumienie bez przemocy – o języku życia” Rosenberg „Porozumienie bez przemocy – ćwiczenia” Ingrid Holler albo Lucy Leu – wszystkie rozdziały i ćwiczenia odpowiadają rozdziałom w ww. książce Rosenberga zwracanie uwagi cudzym dzieciom Pomocny tekst? Polub go lub udostępnij: . Napisz komentarz poniżej ↓ Dziękuję! zwracanie uwagi cudzym dzieciom Trzymajcie się! zwracanie uwagi cudzym dzieciom ZOBACZ TEŻ: zwracanie uwagi cudzym dzieciom Liczba odsłon: 2 587 Nie przegap niczego! obserwuj nas na Instagramie @ – tam dzieje się najwięcej! zapisz się do newslettera – w pierwszej wiadomości dostaniesz darmowy ebook „150 zabaw Montessori dla dzieci w wieku 0-6 lat” i będziesz ze mną w stałym, wartościowym kontakcie (nie wysyłam spamu!) polub blog na Facebooku – wrzucam tam linki do nowych tekstów, mądre opinie i głupie obrazki dołącz do grupy Matki Dzikich Dzieci – to najfajniejsza grupa na fejsie: dużo wsparcia, zero hejtu A jeśli lubisz to, co robię – komentarz, lajk lub udostępnienie moich postów jest najlepszym sposobem, aby to pokazać Dziękuję!
Rola rodziny w życiu dziecka – referat. 1. RODZINA JAKO PODSTAWOWA GRUPA SPOŁECZNA. Grupa jest pojęciem często i powszechnie używanym. Używa się go w znaczeniu skupiska ludzi, które powstało przypadkowo lub zespołu kilku osób powołanych do wykonania jakiegoś zadania. Grupą mogą być widoczne w teatrze, kinie, osoby, które
Przerywanie rozmowy i wtrącanie się do niej jest irytującym nawykiem dzieci i codziennością wielu rodziców. W przetrwaniu trudnych momentów, ale i uczeniu dzieci, że nie należy tego robić, pomóc może nie tylko kilka sprawdzonych sposobów. Cenna jest także świadomość, że to, w jaki sposób zachowują się młodzi ludzie, nie ma związku ze złośliwością, a szczególnym sposobem postrzegania rzeczywistości. Co robić, a czego nie, gdy dziecko przerywa rozmowę lub się do niej wtrąca? Dlaczego dzieci przerywają dorosłym? Dlaczego małe dzieci przeszkadzają, gdy rodzice rozmawiają z innymi dorosłymi zarówno osobiście, jak i przez telefon? Robią to, ponieważ nie wiedzą, że to, co robią rodzice, jest dla nich ważne. Zwykle nie rozumieją, że inni ludzie także mają uczucia i potrzeby. Są świadome tylko tego, co czują one. Małe dzieci, nim ukończą 3. lub 4. rok życia przerywają konwersację nie tylko dlatego, że są przekonane, że świat kręci się wokół nich. Czasami robią to, ponieważ nie zdają sobie sprawy, że są nierozważne, a innym razem czują, że to, co mają do powiedzenia, jest bardzo ważne. Tak ważne, że trzeba to powiedzieć od razu. Wreszcie dzieci przerywają wypowiedzi mamy czy taty, ponieważ potrzebują uwagi. Ma to związek również z tym, że pamięć krótkotrwała dzieciaków nie jest dobrze rozwinięta. Oznacza to, że impuls, by powiedzieć coś teraz, zanim się zapomni, w rzeczywistości ma podłoże fizjologiczne. - Spróbuj spojrzeć na zachowanie jak na odzwierciedlenie sposobu, w jaki sposób postrzega ono świat, a nie jak coś, co dziecko robi celowo, by wyprowadzić cię z równowagi (i doprowadzić do szaleństwa). Kiedy maluch ma super myśl, po prostu chce się nią dzielić i najczęściej nie interesuje go, co akurat w tym momencie robi mama czy tata. Poza tym ma tak dużo ważnych spraw i zajęć, że nie chce tracić czasu na czekanie. Kiedy dziecko przestanie przerywać rozmowę? Nauka nieprzerywania rozmowy dorosłym to długi proces. Oznacza to, że dopiero starsze dziecko, w miarę jak poprawia się jego pamięć krótkotrwała, a ono samo staje się mniej impulsywne, będzie w stanie poczekać, aż skończysz myśl (musisz jednak mieć świadomość, że 6-latek będzie może wstrzymać się dłużej niż mniej więcej trzech minuty). Kiedy zatem możesz się spodziewać, że twoje dziecko zacznie mówić „Przepraszam, mam pytanie” i czekać, aż zwrócisz na nią uwagę? Powinno to nastąpić w mniej więcej w 7. roku życia, choć często dobrze radzi także 5-latek. Czasem - niezależnie od wieku - problemem jest zespół nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD). Co robić, gdy dziecko przerywa rozmowę i się do niej wtrąca? Dzieciom trudno jest czekać, więc przerywają rozmowę bądź się do niej wtrącają. Czy rodzice na to pozwalać i zmywać dzieci, czy może raczej pracować z nimi, by wpajać zasady i normy? Jak można uczyć dzieci, kiedy można im przerywać, a kiedy nie? Przerywanie i wtrącanie się do rozmowy jest irytującym nawykiem, ale można go przezwyciężyć. To ta dobra wiadomość. Gorszą jest fakt, że to żmudny proces. Uczenie dzieci, aby nie przerywały, oznacza dawanie im narzędzi, które mogą pomóc im czekać na swoją kolej. Co to oznacza? Jak nauczyć dziecko, aby nie przerywało? Wykorzystaj skłonność dziecka do naśladowania zachowania dorosłych, dając dobry przykład. Jeśli ty i twój partner macie tendencję do przerywania sobie, pracujcie nad tym. Za każdym razem, gdy się zapomnicie, zatrzymajcie się i powiedzcie: „Przepraszam. Przerwałem ci”. Postępujcie tak samo, gdy wtrącacie się do wypowiedzi dziecka. Przy odrobinie szczęścia twoje dziecko nie tylko przyjmie twoje dobre maniery, ale i umiejętność przyznawania się do błędu. Aby uczyć dziecko wypowiadania się, kiedy inna osoba skończy mówić, można podczas rozmowy zadawać otwarte pytanie, które zachęca do długiej odpowiedzi. To na przykład: • Co lubisz najbardziej robić w niedzielne popołudnie? • Jaka jest twoja ulubiona bajka? • W co bawiłeś się dziś w przedszkolu? Pozwól dziecku opowiadać. Słuchaj uważnie. Jeśli to konieczne, zapytaj: „Skończyłeś/łaś? Dobrze, teraz twoja kolej, aby zadać mi pytanie”. Kiedy ty odpowiadasz, a dziecko przerywa twoją odpowiedź, dotknij palcem jego ust i dokończ myśl. Następnie powiedz jej: „Teraz twoja kolej” i pozwól kontynuować rozmowę. W ten sposób dziecko łatwiej zakoduje sobie konwencję rozmowy. Ciekawym pomysłem jest zabawa edukacyjna, w której bierze udział rodzic, dziecko i trzecia osoba. Na czym ma ona polegać? Zasada jest prosta: przez 5 minut rozmawiasz z dzieckiem, a kolejne 5 z partnerem, znajomą czy siostrą. Kiedy dwie osoby rozmawiają, trzecia zajmuje się sobą (np. przegląda prasę czy w przypadku dziecka bawi się). Koniecznie ustaw minutnik, przypomnij dziecku, że nie przeszkadzamy sobie. Nie zapomnij o pochwale oraz małej nagrodzie. Rozmawiaj z dzieckiem o koniecznych przerwach, bo takie zdecydowanie być powinny (gdy ktoś jest zraniony lub ma kłopoty). Dzieciom może być trudno zrozumieć, kiedy mogą przerwać konwersację, a kiedy nie. Podaj konkretne przykłady, ustalcie jakieś gesty i znaki. Możecie wymyślić sygnał, którego można użyć do komunikacji bez słów. Sygnał pomoże oznaczać „potrzebuję czegoś”, gdy rozmawiasz z kimś innym. Może to być tylko skinienie głową, delikatny dotyk dłoni, uściśnięcie ramienia, a nawet mrugnięcie. Omówcie też właściwy sposób przerywania rozmów dorosłych. Naucz dziecko, aby chcąc coś koniecznie powiedzieć w danym momencie, wykorzystało przerwę w rozmowie lub zaczekało na skinienie głowy, złapanie za rękę lub spojrzenie. Kiedy dziecko przerywa rozmowę, nie odpowiadaj na pytanie, chyba że jest to konieczne. Możesz uspokoić i zapewnić dziecko: „Będę z tobą za chwilę”. Następnie wykorzystaj odpowiednie miejsca na przerwę w rozmowie (np. skończona myśl czy temat). Wówczas możesz powiedzieć dziecku: „Słucham. Czego potrzebujesz?" Jak nauczyć dziecko, aby przestało przeszkadzać, kiedy rozmawiasz przez telefon? Ponieważ dziecko może poczuć się niepewnie, gdy widzi, że jesteś pochłonięta rozmową telefoniczną, poproś je o zaproponowanie własnego sposobu na jej „przetrwanie”. Zapytaj „Wolisz obejrzeć książeczkę czy wziąć zabawkę, by posiedzieć blisko mnie, gdy rozmawiam przez telefon?”. To pozwala dziecku poczuć, że ma kontrolę nad swoimi działaniami i jasno pokazuje, że nie zapomniałeś o jego potrzebach. Jeśli czekasz na ważny telefon lub gości, porozmawiaj wcześniej z dzieckiem. Przygotuj się do niej także pod kątem dziecka. Zawsze możesz przekierowywać uwagę dziecka na jakąś interesującą aktywność w tym czasie: • ustaw pudełko ze specjalnymi zabawkami lub artykułami artystycznymi, które będą używane tylko podczas rozmów telefonicznych, • napełnij zlew lub wannę wodą i plastikowymi kubkami, aby mogło się bawić (a ty je obserwować), • zaoferuj zabawkowy telefon, aby dziecko mogło jednocześnie rozmawiać z wyimaginowanym przyjacielem. Innym sposobem jest uświadamianie dzieciom, a i pomaganie w zrozumieniu, że wszyscy ludzie mają uczucia i potrzeby, a także swoje sprawy, znajomych, obowiązki i hobby. W tym celu możecie razem oglądać bajki i czytać książeczki, a potem je omawiać. Warto także rozmawiać o konkretnych sytuacjach. Warto dostrzegać, doceniać i nagradzać sytuacje, gdy dzieci kontrolują chęć do przerwania rozmowy, okazują empatię i ciepło drugiej osobie. Jedną z reakcji rodziców jest także wzięcie dziecka za rękę, pewne trzymanie go, by poczuło, że jest ważne i ewentualne wypowiedzenie powyższej kwestii, że wysłucha je, jak skończy rozmawiać. Ucz dziecko zasad komunikacji, zapewniaj o swojej obecności i uważności, a także zainteresowaniu jego sprawami. Wyjaśnij, że zawsze go wysłuchasz, ale nie oznacza to, że może żądać przerywania prowadzonej rozmowy w dowolnym momencie. Dziecko musi wiedzieć, że je dostrzegasz. Jeśli nie możesz go wysłuchać, daj mu jakiś znak, że niebawem to zrobisz. Może to być dotknięcie ramienia czy kiwnięcie głową. Jeśli masz ochotę nakrzyczeć na dziecko albo na usta ciśnie ci się: „Do licha, czy nie widzisz, że rozmawiam?!”, lepiej nic nie mów. Czy zawsze warto mówić „Nie przerywaj, kiedy rozmawiam?” Zdania na ten temat są podzielone. O ile wielu rodziców jest zdania, że dzieci należy od maleńkości uczyć, że w niektórych okolicznościach muszą chwilę poczekać, o tyle inni uważają, że skoro maluchy żyją „tu i teraz”, warto na chwilę zawiesić swoja dorosłą konwersację i umożliwić dziecku podzielenie się myślami czy emocjami. A ty co myślisz? Że nie zmuszamy się do jedzenia rzeczy, których nienawidzimy jeść (córka nie znosi mielonych kotletów). Oficjalnie teściową rozpiera duma, że nigdy nie wtrącała się do tego, jak wychowuję Różę… Dziadek wystraszony o zdrowie i życie wnuczki. Kolejną osobą, która paskudnie wtrąca się w wychowanie Róży, jest mój tata.
fot. Adobe Stock, BGStock72 Kiedy nasza córeczka pojawiła się na świecie, ustaliliśmy z mężem, że po urlopie macierzyńskim pójdę na urlop wychowawczy. Nie chcieliśmy, żeby Marysia oglądała oboje rodziców tylko od święta. Maciek świetnie wtedy zarabiał i był w stanie nas utrzymać. Niestety, niedawno stracił pracę, bo jego firma wyniosła się z Polski. Co prawda szybko znalazł nową, ale dużo gorzej płatną niż poprzednia. Usiedliśmy, policzyliśmy nasze dochody i wydatki, i stało się jasne, że bez mojej pensji sobie nie poradzimy. Było mi z tego powodu bardzo przykro, bo córeczka dopiero skończyła dwa lata, ale cóż… Samą miłością się dziecka nie nakarmi. Zwłaszcza jak ma się na głowie potężny kredyt mieszkaniowy. Gdy decyzja o moim powrocie do pracy zapadła, zaczęliśmy się zastanawiać, komu powierzyć opiekę nad naszą córeczką. Żłobek nie wchodził w grę, bo Marysia jest jeszcze za mała. Niania też odpadła, bo nas na nią nie stać. Pozostały więc babcie. Mojej mamy nawet nie pytałam, bo mieszka prawie 100 kilometrów od nas, pracuje. Do tego zajmuje się moim niepełnosprawnym bratem. Pozostała więc teściowa. Kiedy usłyszała, że jednak nie idę na urlop wychowawczy, natychmiast zadeklarowała swoją pomoc. Stwierdziła, że akurat przechodzi na emeryturę i będzie miała mnóstwo czasu dla wnusi. Powinnam się cieszyć, bo teraz coraz mniej babć chce wyręczać rodziców w opiece nad pociechami, ale nie potrafię. Powód? Boję się, że teściowa będzie wychowywać Marysię według swoich zasad. A to, co tu ukrywać, w ogóle mi się nie podoba. Wiem, że kocha małą, ale tu trzeba więcej rozsądku Zacznę od tego, że kiedy urodziła się Marysia, teściowa kompletnie oszalała na jej punkcie. Wpadała do nas prawie codziennie. Przewijała małą, ubierała, przytulała. A przy okazji nie szczędziła mi swoich dobrych rad. Nieraz jej mówiłam, że wiem, jak zajmować się dzieckiem, bo chodziłam do szkoły rodzenia, a poza tym mam koleżanki, które są matkami, ale nie słuchała. Uważała, że wszystko wie najlepiej. Denerwowało mnie to, ale milczałam. Przecież nie mogłam ganić teściowej za to, że jest pomocna. Zwłaszcza że gdy chcieliśmy z Maćkiem wyjść wieczorem do znajomych lub do kina, nie musieliśmy się martwić o opiekę nad dzieckiem. Wystarczył jeden telefon i babcia już stała w drzwiach. Nigdy nie usłyszeliśmy, że jest zmęczona po pracy i chce odpocząć, albo że ma inne plany. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Ta moja wdzięczność nieco osłabła, gdy Marysia trochę podrosła i zaczęła rozumieć, co się do niej mówi. Zauważyłam, że teściowa za bardzo ją rozpieszcza! Ja oczywiście przytulam córeczkę, bawię się z nią, rozmawiam, czytam jej bajki na dobranoc. Marysia ma mnóstwo ślicznych zabawek, książeczek, ubranek… Ale mówię jej też, że nie może mieć wszystkiego, wyznaczam granice, odmawiam. Nie chcę, żeby uważała się za pępek świata. Tymczasem teściowa na wszystko jej pozwalała, spełniała wszystkie zachcianki. Gdy Marysia chciała czekoladkę, to ją dostawała, mimo że za chwilę miał być obiad i wiadomo było, że go po tej czekoladce nie zje. Kiedy miała ochotę na zabawę, to się bawiła, mimo że od godziny powinna być już w łóżku. I tak dalej, i tak dalej. „Babcie są od rozpieszczania, a nie wychowywania” – powtarzała teściowa. I robiła swoje. Trudno było nie przyznać jej racji, więc choć w środku aż mnie chwilami skręcało, przymykałam oko na te odstępstwa od zasad. Tłumaczyłam sobie, że przez te kilka godzin w tygodniu, które spędza Marysią, nie zdąży jej „zepsuć”. Że mała, mimo wszystko, będzie pamiętać o zasadach, które jej wpajałam. No ale teraz wyszła sprawa z tym moim powrotem do pracy i wszystko będzie wyglądać inaczej. Teściowa nie będzie spędzać z moim dzieckiem kilku godzin tygodniowo, tylko całe dnie. Na myśl o tym włos mi się na głowie jeży. Boję się, że po kilku tygodniach babcinej opieki w ogóle nie zapanuję nad córką. Wychowała troje dzieci, więc jest najmądrzejsza Kilka razy próbowałam porozmawiać z teściową. Chciałam jej wytłumaczyć, że teraz nie będzie już tylko babcią od rozpieszczania, ale pełnoetatową nianią. I dlatego powinna się stosować do moich zasad wychowawczych. Przecież inaczej Marysia nie będzie wiedziała kogo słuchać, kto ma rację! Ba, wyrośnie na rozkapryszoną księżniczkę, która uważa, że świat powinien leżeć u jej stóp. Nie zdążyłam jednak nawet dobrze rozwinąć tematu. Gdy teściowa zorientowała się, o czym chcę pogadać, natychmiast się naburmuszyła. „Moja droga, wychowałam trójkę dzieci. Nie będziesz mnie pouczać” – burknęła. Maćka też nie chciała wysłuchać… Zwykle chętnie z nim dyskutowała, słuchała jego racji. Ale nie tym razem. „Nie rozumiem, o co ci chodzi, synu. Przecież twój ojciec nigdy nie miał dla ciebie czasu. To dzięki mnie wyszedłeś na ludzi” – usłyszał. Za miesiąc wracam do pracy. I ciągle jestem przerażona myślą, że to z teściową córeczka będzie spędzać całe dnie. Wyobraźnia podpowiada mi tylko czarne scenariusze. Gdybym tylko mogła, tobym podziękowała teściowej grzecznie za dobre chęci i do opieki nad Marysią wynajęła profesjonalną nianię. Z taką przynajmniej można spokojnie porozmawiać o zasadach i wymagać, by się do nich stosowała. Ale, jak już wspomniałam na początku, nie stać nas na to. Co więc mam zrobić? Nie chcę, żeby teściowa „zepsuła” mi dziecko, ale też nie mogę się bez niej obyć. Ktoś musi przecież opiekować się Marysią, gdy ja będę w pracy. Może więc powinnam jeszcze raz z nią porozmawiać o tych zasadach? Tylko jak skłonić ją do tego, żeby mnie w ogóle wysłuchała do końca? I, co najważniejsze, chciała się do zasad dostosować? Czytaj także:„Po śmierci mąż połowę majątku przepisał kochance. Tchórz przez 8 lat zapomniał wspomnieć, że ma kogoś na boku”„Matka biła mnie zawsze, gdy tylko byłam pod ręką. Wyżywała się na mnie, a gdy raz jej oddałam, wyrzekła się mnie”„Co roku sama przygotowywałam święta, a rodzina tylko mnie krytykowała. Koniec z tym. Chcą świąt, to niech zrobią je sami”
sposobem spędzania wolnego czasu. Nieco inną perspektywą zajmuje się w swoim artykule G. Durka, która stawia pytanie: w jaki sposób rodzina Wychowanie w rodzinie Współczesna rodzina w sytuacji zmiany Rodzina w życiu codziennym Wychowanie w rodzinie. Konteksty historyczne i współczesne
Jest coraz więcej ojców zaangażowanych, świadomych swojej roli w wychowaniu dzieci. Ale uważają, że w sądach w czasie rozpraw rozwodowych wciąż są na straconej pozycji. Dzisiaj w Polsce mówimy o równouprawnieniu, ale nasze sądownictwo rodzinne jest skansenem – twierdzi Wojciech Malicki, autor książki „Rozwód”. Jest głosem wielu mężczyzn przekonanych, że ojcowie w sądach muszą mieć grubą skórę i przygotować się na serię upokorzeń w walce o kontakty z dziećmi. – 20 lat walczę, właściwie walę głową w mur polskiego sądu, żeby w sprawach rozwodowych traktował mężczyzn na równi z kobietami. To, co się dzieje, to kultura gnębienia ojców – mówi Rafał Wąworek, adwokat reprezentujący ojców przed sądami rodzinnymi. – Z mojej praktyki wynika jasno, że dla sędziów idealny ojciec to osoba ustępliwa, bez własnego zdania.
Gdy dziadkowie wtrącają się w wychowanie dziecka - co robić? Co na to ekspert? Jeżeli jest to brat pani męża, to sprawą nadmiernego wtrącania się w wychowanie waszej córki powinien zająć się pani mąż. Jest to jakby nie było jego rodzina. Musi pani porozmawiać z mężem, aby on wpłynął na swojego brata.
Mąż uważa, że za dużo wydaję i wtrąca się w moje finanse Przez Gość LailaL, Kwiecień 17, 2017 w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci Polecane posty iwWCz.
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/17
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/107
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/193
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/119
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/230
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/14
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/301
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/254
  • fmw2jzeo1r.pages.dev/262
  • rodzina wtrąca się w wychowanie dziecka